Następnie udaliśmy się do Sintry. Tutaj trochę pochodziliśmy po centrum, odwiedziliśmy ‘z zewnątrz’ kilka miejs, zjedliśmy obiad, a następnie wybraliśmy się zwiedzać zamki. Wybraliśmy dwa: Castelo dos Mouros i Palácio da Pena, czyli dwa na samej górze, widoczne z daleka – wstęp przy zakupie hurtowym (to znaczy na obydwa naraz) wyszedł po 17 EUR od osoby. Wchodziliśmy na nogach, choć prawie pod same zamki można podjechać samochodem. Wejście piesze jednak też ma swoje plusy, zajmuje około 40minut. Drugi zamek jest około 10 minut drogi od pierwszego. Widoki z zamków bardzo fajne. Pierwszy z nich to w sumie mury, wieżyczki itp., natomiast w drugim można zwiedzać wnętrza, komnaty…
Po zwiedzaniu zamków zrobił się wieczór, zbliżał się zachód słońca i postanowiliśmy go spędzić gdzieś na brzegu oceanu. Z Sintry udaliśmy się więc drogą N247 w stronę wybrzeża, i tam już wzdłuż brzegu do Cascais. Po drodze w okolicach Cascais posiedzieliśmy i zjedliśmy kolację na plaży podczas zachodu słońca.
Następnie wróciliśmy wzdłuż brzegu do Lizbony gdzie spędziliśmy wieczór i noc.
4.05 – sobota:
Pobudka wcześnie rano, śniadanko i w planach było całodzienne zwiedzanie Lizbony. W trakcie całego wyjazdu mieliśmy zarezerwowane wszystkie noclegi poza jednym – z soboty na niedzielę. Nie wiedzieliśmy co chcemy do końca robić, więc pozostawiliśmy to do późniejszej decyzji. Rano przy śniadaniu zdecydowaliśmy, że kolejną noc spędzimy również w Lizbonie, a w stronę Algarve wyruszymy w niedzielę z samego rana. W sumie, pozwoliło nam to dłużej nacieszyć się Lizboną (bo inaczej musielibyśmy z niej wyjechać w sobotę po południu), a na Algarve kilka godzin różnicy nie robiło nam różnicy, gdyż i tak jeszcze kiedyś wrócimy tam na dłużej
;-) Niestety w naszym hostelu nie dało się przedłużyć pobytu na kolejną noc, więc na booking zarezerwowałem na szybko inny hostel – GoLisbon Hostel. 4-osobowy pokój na jedną noc miał kosztować 60euro. Od razu po śniadaniu udaliśmy się tam odstawić samochód i zapytać czy może da się już z niego wyrzucić bagaże do pokoju, jednak było jeszcze za wcześnie. Przy okazji okazało się małe zamieszanie z pokojem, recepcjonista powiedział, że nasz pokój będzie trochę inny (do końca nie wiedzieliśmy jaki, bo nie potrafił powiedzieć słowa po angielsku ani hiszpańsku), ale zapewnił, że będzie też 4-osobowy – prywatny (nie chcieliśmy spać w salach wieloosobowych). Prawdopodobnie chodziło o brak balkonu, co nie robiło nam kompletnie żadnej różnicy gdyż mieliśmy spać tam tylko kilka godzin. W zamian za tą ‘zmianę’ zaproponował rabat 5EUR, negocjacje skończyły się na 15EUR, więc za pokoik zapłaciliśmy 45EUR
;-) O samym hostelu, będzie trochę później.
Samochód został pod hostelem, a my udaliśmy się na szybkie – jednodniowe zwiedzanie Lizbony. Na początek na nogach w stronę Zamku Świętego Jerzego. Weszliśmy na górę, obeszliśmy dookoła, jednak nie wchodziliśmy do części płatnej, były ogromne kolejki, poza tym nie mieliśmy za dużo czasu, ani ochoty stać w tej kolejce
;)
Z zamku w sumie spacerem, gdzie nas nogi poniosły, po drodze coś zjedliśmy, odwiedziliśmy Katedrę i kilka innych miejsc, kupiliśmy bilet dobowy na komunikację miejską, zaliczyliśmy przejazd zabytkowym tramwajem 28.
Następnie pokręciliśmy się jeszcze trochę po centrum i poszliśmy się pod Windę Santa Justa. Kolejka około 10 minut i jedziemy do góry. Wjazd kosztuje 5euro, ale mając bilet 24-godzinny wjazd jest darmowy. Wniosek z tego nasuwa się sam, winda 5 EUR, bilety jednorazowe na tramwaj, autobus czy metro kosztują 2,85euro, więc już po tych dwóch przejazdach zwraca nam się bilet dobowy. Po wjechaniu windą na górę, można wejść jeszcze kawałek schodami, tutaj dodatkowy koszt 1,5 EUR.
Widok z góry:
Tutaj link do 360stopniowego widoku z windy: http://360.io/VHr5f2 - po wejściu można obracać dookoła.
Po zejściu zjedliśmy obiad we włoskiej restauracji zaraz obok wieży (na górze – przechodzi się kładką), pracowała tam ukrainka, która porozmawiała z nami trochę po polsku
;-) Następnie jeszcze trochę powłóczyliśmy się po okolicy i tramwajem linii 15 pojechaliśmy pozwiedzać dzielnicę Belem. Odwiedziliśmy Klasztor Hieronimitów i najbliższe okolice.
Zrobiło się późno, więc wróciliśmy do hostelu, gdzie mieliśmy się przebrać i wyjść na Fado, jednak hostel okazał się na tyle fajny, a my trochę zmęczeni, że zostaliśmy w nim już na wieczór. Miałem wspomnieć o nim jeszcze dwa słowa, więc hostel dość duży, a większość mieszkańców to młodzi ludzie, poza pokojami w hostelu jest ogromna kuchnia, z kilkoma stanowiskami do gotowania, jadalnia z pianinem, pokój z piłkarzykami, bilardem, bar dla gości hostelu, salon z TV, komputerami itp., duży ogród z krzesłami, leżakami, grillem, po prostu żal było wychodzić
;) Hostel naprawdę godny polecenia, posiedzieliśmy w ogrodzie z poznanym tam Portugalczykiem na stałe mieszkającym we Francji do 2 w nocy i musieliśmy się choć chwilę przespać, bo rano czekała nas podróż ponad 300km.
Ogólnie pomimo krótkiego pobytu w Lizbonie, kompletnie mnie ona nie urzekła. W zasadzie to bardziej zawiodła. Nie żałowaliśmy, że spędziliśmy tam tylko jeden dzień. Przede wszystkim w porównaniu do Porto – Lizbona niby dużo bardziej nastawiona pod turystów i to prawda, że jest ich tam wielu. W Porto natomiast praktycznie zero turystów i to ogromny plus. W Lizbonie od razu rzuca się w oczy bieda, ulice są brudne, jakoś nie zadbane, oczywiście w samym ścisłym centrum jest ok, ale mimo wszystko samo wrażenie nienajlepsze. Zdecydowanie Porto lepsze – czysto, ładnie, bardziej klimatycznie. Jeśli jeszcze kiedyś będę w Portugalii to Lizbonę odpuszczam, a w Porto mogę siedzieć miesiąc
;-)
5.05 – niedziela:
Ostatni dzień: pobudka o 7 rano, szybkie śniadanie w hostelu (naprawdę dobre i duży wybór) i wyjazd w stronę Algarve. W Lizbonie został nam tylko przejazd przez najdłuższy w Europie Most Vasco Da Gama. Za przejazd mostem nie płaciliśmy (wikipedia mówi, że płaci się tylko jadąc nim w drugą stronę).
Następnie już prostą i najszybszą drogą (czyli autostradą) udaliśmy się w stronę Sagres i przylądka Świętego Wincentego. To była w sumie jedynka okazja korzystać z Portugalskich autostrad. Ruch praktycznie zerowy, jechało się dobrze i szybko
;) Jechaliśmy autostradą A12, następnie A2, a na końcu wzdłuż wybrzeża w stronę Sines A22. Mieliśmy w planie zjechać mniej więcej w połowie A2 i jechać lokalnymi drogami do Sagres, niestety zagadaliśmy się i przegapiliśmy zjazd. Później zjechaliśmy z A2 trochę dalej, ale i tak już jechaliśmy wzdłuż A2 i dojechaliśmy do A22, którą chcieliśmy ominąć. Nie udało się, ale przynajmniej było szybciej
;-) Za przejazd Autostradą A2 zapłaciliśmy 15EUR za około 150km. W końcu około godziny 10-11 dotarliśmy do Sagres, zjedliśmy śniadanko w Intermarche na wjeździe (polecam, wydaje się dziwne, ale mają bardzo dobrą knajpkę z domowymi obiadami, ale także z portugalskimi wypiekami).
W Sagres zaczęliśmy od Twierdzy, obeszliśmy całość dookoła. Bardzo niepozorna, a spacer dookoła zajął grubo ponad godzinę – szybkim krokiem.
Następnie Przylądek Świętego Wincentego i mogliśmy ruszać w stronę Faro.
Ten około 100km odcinek postanowiliśmy pokonać lokalnymi drogami wzdłuż wybrzeża. Tutaj już nie było żadnych planów, bo w sumie kilka godzin, nie starczyłoby na żadne zwiedzanie, więc postanowiliśmy po prostu jechać i zatrzymać się na kilku plażach po drodze. Nocleg mieliśmy w miejscowości Quarteira – około 20km od Faro. Podczas około 100-kilometrowego odcinka z Sagres do Quarteiry zatrzymaliśmy się na około 10-ciu plażach.
Byliśmy między innymi na pięknej plaży w okolicach Lagos (niestety nie pamiętam nazwy), gdzie wykupiliśmy 30-minutowy rejsik łódką. Trafiliśmy na nie zupełnie przypadkiem, ale jednogłośnie uznaliśmy jako jeden z najlepszych punktów wycieczki. Cena to 25EUR za 2 osoby, a za 4kę zapłaciliśmy 40EUR.
Byliśmy też na plaży: ‘Praia Do Marinha’ – plaża uznawana za jedną z 10-ciu najpiękniejszych w Europie i jedną ze 100 na świecie.
Do Quarteiry dotarliśmy późnym wieczorem (około 21-22). Zarezerwowałem tam apartament w ‘Apartamentos Carteia’. Była to nasz najlepsza miejscówka na nocleg podczas wyjazdu, a zarazem najtańsza. Aż żal, że spędziliśmy tam tylko 5-6 godzin. Mieliśmy apartament, z dużym salonem, sypialnią, dużą kompletnie wyposażoną kuchnią, dwoma balkonami z widokiem na plażę/ocean, ze wszystkich pomieszczeń bezpośrednie wyjście na balkon, a koszt to 36EUR za noc. Mieliśmy jeszcze w planach wypad na koncert Fado do Faro, niestety to już nam się nie udało, wieczór spędziliśmy w Quarteirze, zatankowaliśmy i umyliśmy samochód oraz zjedliśmy kolację w knajpce przy plaży, niedaleko hotelu.
6.05 – poniedziałek:
Pobudka o 5:00 i wyjazd na lotnisko. 20km pokonaliśmy w około pół godzinki, samochód odstawiliśmy na parking Europcara, kluczyki zostawiliśmy w skrzynce na parkingu, gdyż wypożyczalnia była jeszcze zamknięta. Lot był o 7:30, więc spokojnie na lotnisku zjedliśmy jeszcze śniadanie, przeszliśmy przez kontrolę bezpieczeństwa i do samolotu. Kolejek nie było – wszystko sprawnie. Około 10 minut przed wejściem do samolotu na iPadzie pojawił się komunikat, że skończył nam się pakiet danych na karcie Pre-Paid, więc można by powiedzieć, że wyliczony był idealnie pod nasz tygodniowy wypad. Choć tak naprawdę 80% transferu poszło na youtube
;-)) Lot do Oslo spokojny, samolot prawie pełny, duża ilość Polaków. W Oslo byliśmy około 12:30, a lot do Warszawy o 15:25, więc 3 godzinki czekania. Wszystkie loty planowo. W Warszawie wyjazd podsumowaliśmy kolacją w restauracji ‘U Szwejka’ polecam wszystkim, którzy jeszcze nie znają
;-) Musieliśmy odstać w około 15-osobowej kolejce, żeby dostać stolik, ale warto, podobno prawie zawsze stoi tam kolejka na chodniku
;-) Dwie osoby z ekipy zostały w Warszawie, a ja z koleżanką wróciliśmy do Poznania pociągiem o 23:00, bo niestety następnego dnia rano musieliśmy już być w Poznaniu ;-(
_______________________________________________
Wybrane wydatki:
Samochód na 4 dni (EUROPCAR) - 500zł Paliwo: 110EUR (przejechaliśmy 1100km) Noclegi: wszędzie w granicach 40-55zł/osoba/noc Obiadki: zazwyczaj około 40-70EUR za naszą czwórkę Śniadania: około 10EUR za 4osoby (kawa + ciasteczka) Bilety wstępów: około 100euro
_______________________________________________
Podsumowanie kosztów:
całość wycieczki wyszła około 1200zł na osobę (koszty wspólne) + każdy z nas stracił około 50-100EUR na swoje wydatki. Większość rzeczy płaciliśmy ze wspólnej kasy: noclegi, wynajęcie samochodu, paliwo, bilety komunikacji, śniadanka, obiady, kolacje, wstępy itp. Więc cały wyjazd wyszedł około 1500zł na osobę. Szczerze mówiąc nie żyliśmy oszczędnie, nie odmawialiśmy sobie niczego, zwłaszcza piwka, wina, jedliśmy w lokalnych knajpkach, płaciliśmy za wstępy itp., samochodem przejechaliśmy też nie mało, bo około 1100km. Myślę, że gdyby ktoś chciał trochę zaoszczędzić to spokojnie można by się zbliżyć do kwoty 1000zł i to też nie trzeba by było ‘biedować’ po prostu mniej pić i samemu robić sobie jedzonko, albo jeść to co najtańsze
;)
Dodatkowo do kwoty powyżej trzeba doliczyć koszt biletów lotniczych, wyszło dokładnie 220zł na osobę, jednak koleżanka, która dołączyła do wycieczki w kwietniu zapłaciła już 650zł.
_______________________________________________
Dobre rady:
1) Bierzcie gotówkę – wyjeżdżając nastawiałem się na to, że za większość będę płacił kartą. Miało być to o tyle wygodne, że po wyjeździe wziąłbym wyciąg, podzielił na 4 i bez problemu można się rozliczyć. Niestety jednak trochę się przeliczyłem. W większości miejsc w Portugalii ciężko zapłacić kartą. Oczywiście nie mówię tu o hotelach czy wypożyczalni, ale już knajpki, restauracje, sklepy czy muzea, kościoły bądź zamki są płatne zazwyczaj tylko w gotówce. 2) W Lizbonie polecam od razu kupić jedno (lub kilku) –dniowe bilety komunikacji miejskiej. Taki bilet kosztuje 6EUR, natomiast jednorazowy przejazd to koszt 2,85EUR, więc bilet dobowy zwraca się praktycznie po dwóch przejazdach. Nie wspominając już np.: o windzie, o której pisałem wyżej, gdzie wjazd kosztuje 5EUR, ale mając dobówkę jest darmowy
;) 3) Podczas wyjazdu korzystaliśmy z: przewodnika National Geographic (foto poniżej
;-)), znaleźliśmy kilka błędów, np.: złe zdjęcie Katedry w Porto, ale ogólne był bardzo przydatny i fajnie napisany, dodatkowo wspomniany iPad i wbudowane mapy oraz Google Earth. Ogólnie bardzo przydatna opcja, bo wiele rzeczy sprawdzaliśmy sobie na miejscu, jeśli ktoś posiada tablet, naprawdę warto zainwestować 15EUR w kartę sim. 4) Jeśli ktoś ma podobną nockę jak ja w Norwegii radzę dobrze zaopatrzyć się w jedzenie i picie. Na lotnisku najtańsza woda 0,7l kosztuje w przeliczeniu około 18zł. 0,5l Coli około 25zł
;-) 5) Z piwnic w Porto na pewno polecam Croft i Offley
;) Croft jak już pisałem samo zwiedzanie za darmo, ale to raczej mija się z celem 3 EUR to nie majątek, a na prawdę warto popróbować win Porto.
Trochę nie szło mi dziś pisanie, więc może być nieco chaotycznie. Zdjęcia też nienajlepsze, ale zawsze coś
;-) Pewnie też coś po drodze pominąłem, jednak jeśli ktoś ma jakieś pytania, można pytać, jeśli będę wiedział to pomogę
;)
Super wyprawa, poza tym miło obejrzeć na zdjęciach miejsca, w których było się nie raz..
:D a do tego bardzo dobra relacja - krótkie, zwięzłe i opisy wzbogacone zdjęciami.
a tak, bo kolezanka sie wybiera i ma w planach wynajem auta ale brak karty; ja kiedys placilam za rent debetową, zastanawiam się czy jeszcze je gdzies akceptują;
Wszystko raczej kwestią dogadania, poza tym pewnie trzeba będzie wykupić ubezpieczenie pełne w wypożyczalni. Dla porównania, ja brałem samochód przez ECR, gdzie przydzielono mi Europcara i ubezpieczenie bezpośrednio w wypożyczalni to około 70zł/dzień, przez ECR około 35zł dziennie, a przez zewnętrznego ubezpieczyciela dałem 16zł dziennie... No, a jeśli uda się bez wykupywania ubezpieczenia w wypożyczalni to trzeba mieć kwotę gwarancji na koncie, a z tego co czytałem przed wyjazdem w Portugalii są jedne z największych stawek kaucji w Europie.Ja sam podczas rezerwacji w ECR dostałem info, że będzie to 2600eur, na miejscu okazało się jednak, że odpowiadam do kwoty 1600eur, ale zablokowali tylko 500eur... Mimo wszystko jednak trzeba było się liczyć, że może być potrzebne nawet 2600...
Tak tylko dodam, że ceny przejazdów w Lizbonie to 1,40 EUR za metro, 1,40 EUR przy płaceniu kartą viva viagem lub 1,80 EUR u kierowcy gotówką za autobus i 2,85 EUR za tramwaj. Bilety jednorazowe ważne są przez godzinę. Bilet całodobowy rzeczywiście kosztuje 6 EUR, ale jeśli ma się w planach zwiedzanie i poruszanie się komunikacją miejską najlepiej jest skorzystać z LisboaCard - 24h 18,50 EUR, 48h 31,50 EUR, 72h 39 EUR. Może się wydawać sporo, ale same wejścia do państwowych zabytków jak Torre de Belém czy Mosteiro dos Jerónimos i któregoś z muzeów są drogie, a w ramach LisboaCard można do nich wejść za darmo.
Przyjemnie się czytało.Ja też całkiem przypadkowo trafiľem na te łódeczki z Lagos, do okolicznych skał, przybierających ciekawe kształty. Każda posiada swoją nazwę. "Serce", "Żyrafa" itp. I faktycznie są podobne. Koniecznie trzeba zaliczyć, nie żałując tych kilkunastu euro. Chyba pominęliście po drodze ciekawe i warte obejrzenia miasteczko Albufeira.Bardzo urokliwe. I drugie Loule. Ale to już kawałeczek od wybrzeża. Jest tam ok100 letnia hala targowa. Można kupić w dobrej cenie wszelakie lokalne produkty i zobaczyć oraz nabyć, wszystko co pływa tam w morzu.
Jak zapewne widzisz całe Algarve zrobiliśmy dość pobieżnie, w zasadzie spędziliśmy tam kilka godzin. Ale w tydzień nie da zrobić się wszystkiego, a tylko tyle czasu mieliśmy. Plan był taki żeby odwiedzić Porto i Lizbonę po 2-3dni, a na Algarve tylko 'rzucić okiem'. Nie zwiedzaliśmy tam nic poza kilkoma plażami.Wiem, że to niewiele, ale dzięki temu już wiem, że kiedyś polecę na tydzień a najlepiej dwa już tylko na samo wybrzeże.
Wszystko rozumiem.Zwróciłem uwagę na te 2 miasteczka, żeby inni dysponujący autem i większą ilością czasu ,mogli rozważyć odwiedzenie ich.Ja miałem auto przez tydzień tylko na Algarve, więc objechałem tam wszystko.Za to Porto i Lizbona dopiero przede mną.Dlatego Twoja relacja będzie jak znalazł.Już ją drukuję
:D . Dzięki.
svitkona napisał:Tak tylko dodam, że ceny przejazdów w Lizbonie to 1,40 EUR za metro, 1,40 EUR przy płaceniu kartą viva viagem lub 1,80 EUR u kierowcy gotówką za autobus i 2,85 EUR za tramwaj. Bilety jednorazowe ważne są przez godzinę. Bilet całodobowy rzeczywiście kosztuje 6 EUR, ale jeśli ma się w planach zwiedzanie i poruszanie się komunikacją miejską najlepiej jest skorzystać z LisboaCard - 24h 18,50 EUR, 48h 31,50 EUR, 72h 39 EUR. Może się wydawać sporo, ale same wejścia do państwowych zabytków jak Torre de Belém czy Mosteiro dos Jerónimos i któregoś z muzeów są drogie, a w ramach LisboaCard można do nich wejść za darmo.Svitkona,a korzystałaś z tej LisboaCard? Tak czytam jej regulamin i nie wiem czy dobrze rozumiem, że po upłynięciu terminu 24h, 48h czy 72h nadal na transport obowiązują zniżki przez cały czas pobytu ? (wcześniej ten transport jest po prostu w cenie).My będziemy w Lizbonie +okolice dwa tygodnie, więc dla nas mogłaby być dłuższa nawet niż 72h
;) bo inaczej zwiedzanie tych muzeów będziemy ściśniać w czasie żeby jak najwięcej z karty "wydusić"
:D
Następnie udaliśmy się do Sintry. Tutaj trochę pochodziliśmy po centrum, odwiedziliśmy ‘z zewnątrz’ kilka miejs, zjedliśmy obiad, a następnie wybraliśmy się zwiedzać zamki. Wybraliśmy dwa: Castelo dos Mouros i Palácio da Pena, czyli dwa na samej górze, widoczne z daleka – wstęp przy zakupie hurtowym (to znaczy na obydwa naraz) wyszedł po 17 EUR od osoby. Wchodziliśmy na nogach, choć prawie pod same zamki można podjechać samochodem. Wejście piesze jednak też ma swoje plusy, zajmuje około 40minut. Drugi zamek jest około 10 minut drogi od pierwszego. Widoki z zamków bardzo fajne. Pierwszy z nich to w sumie mury, wieżyczki itp., natomiast w drugim można zwiedzać wnętrza, komnaty…
Po zwiedzaniu zamków zrobił się wieczór, zbliżał się zachód słońca i postanowiliśmy go spędzić gdzieś na brzegu oceanu. Z Sintry udaliśmy się więc drogą N247 w stronę wybrzeża, i tam już wzdłuż brzegu do Cascais. Po drodze w okolicach Cascais posiedzieliśmy i zjedliśmy kolację na plaży podczas zachodu słońca.
Następnie wróciliśmy wzdłuż brzegu do Lizbony gdzie spędziliśmy wieczór i noc.
4.05 – sobota:
Pobudka wcześnie rano, śniadanko i w planach było całodzienne zwiedzanie Lizbony. W trakcie całego wyjazdu mieliśmy zarezerwowane wszystkie noclegi poza jednym – z soboty na niedzielę. Nie wiedzieliśmy co chcemy do końca robić, więc pozostawiliśmy to do późniejszej decyzji. Rano przy śniadaniu zdecydowaliśmy, że kolejną noc spędzimy również w Lizbonie, a w stronę Algarve wyruszymy w niedzielę z samego rana. W sumie, pozwoliło nam to dłużej nacieszyć się Lizboną (bo inaczej musielibyśmy z niej wyjechać w sobotę po południu), a na Algarve kilka godzin różnicy nie robiło nam różnicy, gdyż i tak jeszcze kiedyś wrócimy tam na dłużej ;-) Niestety w naszym hostelu nie dało się przedłużyć pobytu na kolejną noc, więc na booking zarezerwowałem na szybko inny hostel – GoLisbon Hostel. 4-osobowy pokój na jedną noc miał kosztować 60euro. Od razu po śniadaniu udaliśmy się tam odstawić samochód i zapytać czy może da się już z niego wyrzucić bagaże do pokoju, jednak było jeszcze za wcześnie. Przy okazji okazało się małe zamieszanie z pokojem, recepcjonista powiedział, że nasz pokój będzie trochę inny (do końca nie wiedzieliśmy jaki, bo nie potrafił powiedzieć słowa po angielsku ani hiszpańsku), ale zapewnił, że będzie też 4-osobowy – prywatny (nie chcieliśmy spać w salach wieloosobowych). Prawdopodobnie chodziło o brak balkonu, co nie robiło nam kompletnie żadnej różnicy gdyż mieliśmy spać tam tylko kilka godzin. W zamian za tą ‘zmianę’ zaproponował rabat 5EUR, negocjacje skończyły się na 15EUR, więc za pokoik zapłaciliśmy 45EUR ;-) O samym hostelu, będzie trochę później.
Samochód został pod hostelem, a my udaliśmy się na szybkie – jednodniowe zwiedzanie Lizbony. Na początek na nogach w stronę Zamku Świętego Jerzego. Weszliśmy na górę, obeszliśmy dookoła, jednak nie wchodziliśmy do części płatnej, były ogromne kolejki, poza tym nie mieliśmy za dużo czasu, ani ochoty stać w tej kolejce ;)
Z zamku w sumie spacerem, gdzie nas nogi poniosły, po drodze coś zjedliśmy, odwiedziliśmy Katedrę i kilka innych miejsc, kupiliśmy bilet dobowy na komunikację miejską, zaliczyliśmy przejazd zabytkowym tramwajem 28.
Następnie pokręciliśmy się jeszcze trochę po centrum i poszliśmy się pod Windę Santa Justa. Kolejka około 10 minut i jedziemy do góry. Wjazd kosztuje 5euro, ale mając bilet 24-godzinny wjazd jest darmowy. Wniosek z tego nasuwa się sam, winda 5 EUR, bilety jednorazowe na tramwaj, autobus czy metro kosztują 2,85euro, więc już po tych dwóch przejazdach zwraca nam się bilet dobowy. Po wjechaniu windą na górę, można wejść jeszcze kawałek schodami, tutaj dodatkowy koszt 1,5 EUR.
Widok z góry:
Tutaj link do 360stopniowego widoku z windy: http://360.io/VHr5f2 - po wejściu można obracać dookoła.
Po zejściu zjedliśmy obiad we włoskiej restauracji zaraz obok wieży (na górze – przechodzi się kładką), pracowała tam ukrainka, która porozmawiała z nami trochę po polsku ;-) Następnie jeszcze trochę powłóczyliśmy się po okolicy i tramwajem linii 15 pojechaliśmy pozwiedzać dzielnicę Belem. Odwiedziliśmy Klasztor Hieronimitów i najbliższe okolice.
Zrobiło się późno, więc wróciliśmy do hostelu, gdzie mieliśmy się przebrać i wyjść na Fado, jednak hostel okazał się na tyle fajny, a my trochę zmęczeni, że zostaliśmy w nim już na wieczór. Miałem wspomnieć o nim jeszcze dwa słowa, więc hostel dość duży, a większość mieszkańców to młodzi ludzie, poza pokojami w hostelu jest ogromna kuchnia, z kilkoma stanowiskami do gotowania, jadalnia z pianinem, pokój z piłkarzykami, bilardem, bar dla gości hostelu, salon z TV, komputerami itp., duży ogród z krzesłami, leżakami, grillem, po prostu żal było wychodzić ;) Hostel naprawdę godny polecenia, posiedzieliśmy w ogrodzie z poznanym tam Portugalczykiem na stałe mieszkającym we Francji do 2 w nocy i musieliśmy się choć chwilę przespać, bo rano czekała nas podróż ponad 300km.
Ogólnie pomimo krótkiego pobytu w Lizbonie, kompletnie mnie ona nie urzekła. W zasadzie to bardziej zawiodła. Nie żałowaliśmy, że spędziliśmy tam tylko jeden dzień. Przede wszystkim w porównaniu do Porto – Lizbona niby dużo bardziej nastawiona pod turystów i to prawda, że jest ich tam wielu. W Porto natomiast praktycznie zero turystów i to ogromny plus. W Lizbonie od razu rzuca się w oczy bieda, ulice są brudne, jakoś nie zadbane, oczywiście w samym ścisłym centrum jest ok, ale mimo wszystko samo wrażenie nienajlepsze. Zdecydowanie Porto lepsze – czysto, ładnie, bardziej klimatycznie. Jeśli jeszcze kiedyś będę w Portugalii to Lizbonę odpuszczam, a w Porto mogę siedzieć miesiąc ;-)
5.05 – niedziela:
Ostatni dzień: pobudka o 7 rano, szybkie śniadanie w hostelu (naprawdę dobre i duży wybór) i wyjazd w stronę Algarve. W Lizbonie został nam tylko przejazd przez najdłuższy w Europie Most Vasco Da Gama. Za przejazd mostem nie płaciliśmy (wikipedia mówi, że płaci się tylko jadąc nim w drugą stronę).
Następnie już prostą i najszybszą drogą (czyli autostradą) udaliśmy się w stronę Sagres i przylądka Świętego Wincentego. To była w sumie jedynka okazja korzystać z Portugalskich autostrad. Ruch praktycznie zerowy, jechało się dobrze i szybko ;) Jechaliśmy autostradą A12, następnie A2, a na końcu wzdłuż wybrzeża w stronę Sines A22. Mieliśmy w planie zjechać mniej więcej w połowie A2 i jechać lokalnymi drogami do Sagres, niestety zagadaliśmy się i przegapiliśmy zjazd. Później zjechaliśmy z A2 trochę dalej, ale i tak już jechaliśmy wzdłuż A2 i dojechaliśmy do A22, którą chcieliśmy ominąć. Nie udało się, ale przynajmniej było szybciej ;-) Za przejazd Autostradą A2 zapłaciliśmy 15EUR za około 150km. W końcu około godziny 10-11 dotarliśmy do Sagres, zjedliśmy śniadanko w Intermarche na wjeździe (polecam, wydaje się dziwne, ale mają bardzo dobrą knajpkę z domowymi obiadami, ale także z portugalskimi wypiekami).
W Sagres zaczęliśmy od Twierdzy, obeszliśmy całość dookoła. Bardzo niepozorna, a spacer dookoła zajął grubo ponad godzinę – szybkim krokiem.
Następnie Przylądek Świętego Wincentego i mogliśmy ruszać w stronę Faro.
Ten około 100km odcinek postanowiliśmy pokonać lokalnymi drogami wzdłuż wybrzeża. Tutaj już nie było żadnych planów, bo w sumie kilka godzin, nie starczyłoby na żadne zwiedzanie, więc postanowiliśmy po prostu jechać i zatrzymać się na kilku plażach po drodze. Nocleg mieliśmy w miejscowości Quarteira – około 20km od Faro. Podczas około 100-kilometrowego odcinka z Sagres do Quarteiry zatrzymaliśmy się na około 10-ciu plażach.
Byliśmy między innymi na pięknej plaży w okolicach Lagos (niestety nie pamiętam nazwy), gdzie wykupiliśmy 30-minutowy rejsik łódką. Trafiliśmy na nie zupełnie przypadkiem, ale jednogłośnie uznaliśmy jako jeden z najlepszych punktów wycieczki. Cena to 25EUR za 2 osoby, a za 4kę zapłaciliśmy 40EUR.
Poniżej link do filmiku:
http://www.youtube.com/watch?v=WPRxA4dJ8Q4 - filmik słaby, bo w ogóle nie było go w planach, po prostu nagrałem tak jak leciało ;)
Byliśmy też na plaży: ‘Praia Do Marinha’ – plaża uznawana za jedną z 10-ciu najpiękniejszych w Europie i jedną ze 100 na świecie.
Do Quarteiry dotarliśmy późnym wieczorem (około 21-22). Zarezerwowałem tam apartament w ‘Apartamentos Carteia’. Była to nasz najlepsza miejscówka na nocleg podczas wyjazdu, a zarazem najtańsza. Aż żal, że spędziliśmy tam tylko 5-6 godzin. Mieliśmy apartament, z dużym salonem, sypialnią, dużą kompletnie wyposażoną kuchnią, dwoma balkonami z widokiem na plażę/ocean, ze wszystkich pomieszczeń bezpośrednie wyjście na balkon, a koszt to 36EUR za noc. Mieliśmy jeszcze w planach wypad na koncert Fado do Faro, niestety to już nam się nie udało, wieczór spędziliśmy w Quarteirze, zatankowaliśmy i umyliśmy samochód oraz zjedliśmy kolację w knajpce przy plaży, niedaleko hotelu.
6.05 – poniedziałek:
Pobudka o 5:00 i wyjazd na lotnisko. 20km pokonaliśmy w około pół godzinki, samochód odstawiliśmy na parking Europcara, kluczyki zostawiliśmy w skrzynce na parkingu, gdyż wypożyczalnia była jeszcze zamknięta. Lot był o 7:30, więc spokojnie na lotnisku zjedliśmy jeszcze śniadanie, przeszliśmy przez kontrolę bezpieczeństwa i do samolotu. Kolejek nie było – wszystko sprawnie. Około 10 minut przed wejściem do samolotu na iPadzie pojawił się komunikat, że skończył nam się pakiet danych na karcie Pre-Paid, więc można by powiedzieć, że wyliczony był idealnie pod nasz tygodniowy wypad. Choć tak naprawdę 80% transferu poszło na youtube ;-)) Lot do Oslo spokojny, samolot prawie pełny, duża ilość Polaków. W Oslo byliśmy około 12:30, a lot do Warszawy o 15:25, więc 3 godzinki czekania. Wszystkie loty planowo. W Warszawie wyjazd podsumowaliśmy kolacją w restauracji ‘U Szwejka’ polecam wszystkim, którzy jeszcze nie znają ;-) Musieliśmy odstać w około 15-osobowej kolejce, żeby dostać stolik, ale warto, podobno prawie zawsze stoi tam kolejka na chodniku ;-) Dwie osoby z ekipy zostały w Warszawie, a ja z koleżanką wróciliśmy do Poznania pociągiem o 23:00, bo niestety następnego dnia rano musieliśmy już być w Poznaniu ;-(
_______________________________________________
Wybrane wydatki:
Samochód na 4 dni (EUROPCAR) - 500zł
Paliwo: 110EUR (przejechaliśmy 1100km)
Noclegi: wszędzie w granicach 40-55zł/osoba/noc
Obiadki: zazwyczaj około 40-70EUR za naszą czwórkę
Śniadania: około 10EUR za 4osoby (kawa + ciasteczka)
Bilety wstępów: około 100euro
_______________________________________________
Podsumowanie kosztów:
całość wycieczki wyszła około 1200zł na osobę (koszty wspólne) + każdy z nas stracił około 50-100EUR na swoje wydatki. Większość rzeczy płaciliśmy ze wspólnej kasy: noclegi, wynajęcie samochodu, paliwo, bilety komunikacji, śniadanka, obiady, kolacje, wstępy itp. Więc cały wyjazd wyszedł około 1500zł na osobę. Szczerze mówiąc nie żyliśmy oszczędnie, nie odmawialiśmy sobie niczego, zwłaszcza piwka, wina, jedliśmy w lokalnych knajpkach, płaciliśmy za wstępy itp., samochodem przejechaliśmy też nie mało, bo około 1100km. Myślę, że gdyby ktoś chciał trochę zaoszczędzić to spokojnie można by się zbliżyć do kwoty 1000zł i to też nie trzeba by było ‘biedować’ po prostu mniej pić i samemu robić sobie jedzonko, albo jeść to co najtańsze ;)
Dodatkowo do kwoty powyżej trzeba doliczyć koszt biletów lotniczych, wyszło dokładnie 220zł na osobę, jednak koleżanka, która dołączyła do wycieczki w kwietniu zapłaciła już 650zł.
_______________________________________________
Dobre rady:
1) Bierzcie gotówkę – wyjeżdżając nastawiałem się na to, że za większość będę płacił kartą. Miało być to o tyle wygodne, że po wyjeździe wziąłbym wyciąg, podzielił na 4 i bez problemu można się rozliczyć. Niestety jednak trochę się przeliczyłem. W większości miejsc w Portugalii ciężko zapłacić kartą. Oczywiście nie mówię tu o hotelach czy wypożyczalni, ale już knajpki, restauracje, sklepy czy muzea, kościoły bądź zamki są płatne zazwyczaj tylko w gotówce.
2) W Lizbonie polecam od razu kupić jedno (lub kilku) –dniowe bilety komunikacji miejskiej. Taki bilet kosztuje 6EUR, natomiast jednorazowy przejazd to koszt 2,85EUR, więc bilet dobowy zwraca się praktycznie po dwóch przejazdach. Nie wspominając już np.: o windzie, o której pisałem wyżej, gdzie wjazd kosztuje 5EUR, ale mając dobówkę jest darmowy ;)
3) Podczas wyjazdu korzystaliśmy z: przewodnika National Geographic (foto poniżej ;-)), znaleźliśmy kilka błędów, np.: złe zdjęcie Katedry w Porto, ale ogólne był bardzo przydatny i fajnie napisany, dodatkowo wspomniany iPad i wbudowane mapy oraz Google Earth. Ogólnie bardzo przydatna opcja, bo wiele rzeczy sprawdzaliśmy sobie na miejscu, jeśli ktoś posiada tablet, naprawdę warto zainwestować 15EUR w kartę sim.
4) Jeśli ktoś ma podobną nockę jak ja w Norwegii radzę dobrze zaopatrzyć się w jedzenie i picie. Na lotnisku najtańsza woda 0,7l kosztuje w przeliczeniu około 18zł. 0,5l Coli około 25zł ;-)
5) Z piwnic w Porto na pewno polecam Croft i Offley ;) Croft jak już pisałem samo zwiedzanie za darmo, ale to raczej mija się z celem 3 EUR to nie majątek, a na prawdę warto popróbować win Porto.
Trochę nie szło mi dziś pisanie, więc może być nieco chaotycznie. Zdjęcia też nienajlepsze, ale zawsze coś ;-) Pewnie też coś po drodze pominąłem, jednak jeśli ktoś ma jakieś pytania, można pytać, jeśli będę wiedział to pomogę ;)